Reklama

Czy cheaterzy z Valoranta zostaną odbanowani? Riot twierdzi, że blokady są trwałe

​Po premierze Valoranta część zbanowanych jeszcze w zamkniętej becie cheaterów wyraziła zdziwienie brakiem amnestii, która miała rzekomo pojawić się wraz z wydaniem gry Riot Games. Czy oszuści mają jakiekolwiek szanse na powrót do sieciowej strzelanki? Cóż ich szanse są mizerne.

Valorant mimo systemu anti-cheat nie ustrzegł się niemałej liczby oszustów, którzy pojawili się jeszcze w okresie zamkniętej bety. Deweloperzy oczywiście banowali tego rodzaju osoby, a kary były często permanentne więc teoretycznie o powrocie do gry nie mogło być mowy.

Przed wydaniem finalnej wersji pojawiła się jednak informacja jakoby Riot Games planował zdjąć wszystkim kary w ramach ostatniej szansy. Wzorowana na CS:GO strzelanka wyszła, zaś bany pozostały co spotkało się z krytyką... samych cheaterów zdziwionych całą sytuacją.

Reklama

Paul Chamberlain, szef zespołu ds. anti-cheata w oświadczeniu przyznał, iż bany na konta są trwałe, z kolei większość blokad dotyczy nie tylko konta, ale także sprzętu co oznacza, że założenie nowego profilu nie pomoże w ominięciu blokady.

Czy gracze, którzy postanowili oszukiwać w Valorancie mają jakiekolwiek szanse na zdjęcie ograniczeń? Cóż ze stanowiska twórców wynika, że są one wręcz zerowe.

Teoretycznie dałoby radę wymienić komputer, ale z drugiej strony kto chciałby się w to bawić specjalne dla gry sieciowej? Dodatkowo Riot może sprawdzać adresy IP delikwentów. Chamberlain dodał, że nie wszystkie bany są trwałe i są one okresowo weryfikowane przez zespół.

Podczas zamkniętej bety Riot Games zaoferował 100 tysięcy dolarów każdemu, komu uda się przechytrzyć zastosowane zabezpieczenie. Dodatkowo stwierdzono, że w przypadku niezadowolenia użytkowników z dostępnego anti-cheata będą rozważane inne alternatywy.

Kwestia oszustw była jednym z głównych filarów Valoranta za co odpowiada system Vanguard, który działa oddzielnie, niezależnie od gry. Innym problemem dla użytkowników Valoranta jest nowa mapa Ascent, która dotychczas była najczęściej losowaną przez produkcję miejscówką do wirtualnych pojedynków. Gracze trafiali na nią tak często, że wielu z nich zapominało o istnieniu pozostałych lokacji.

Oczywiście spotkało się to ze zdecydowaną krytyką społeczności, lecz faworyzowanie nowej mapy nie powinno stanowić zaskoczenia, bowiem sam Riot informował, iż tego rodzaju miejscówki otrzymają podwyższoną szansę na wylosowanie.

Jeden z graczy przyznał na Reddit, że przegrał 38 godzin i jeszcze nigdy nie trafił na Split, ponieważ większość potyczek odbyła się na Ascent. Być może autorzy pod naporem krytyki ugną się i zrównoważą szansę dobierania map i w sumie już nie brak opinii, że Ascent nie jest tak często dobierany, jak wcześniej.

Marcin Jeżewski - ITHardware.pl

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: Valorant
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy