Reklama

100 Thieves zwycięża LCS Championship 2021

​Zaledwie trzech map potrzebowało 100 Thieves, żeby w wielkim finale rozprawić się z Team Liquid. Po błyskawicznym BO5 organizacja Nadeshota przypieczętowała swój świetny sezon, zdobywając pierwszy w historii drużyny tytuł LCS.

Podobnie jak w LEC, playoffy LCS przyniosły fanom League of Legends kilka sporych niespodzianek. Od początku wiedzieliśmy, że będą to emocjonujące rozgrywki. Najlepsi w regulaminowym sezonie okazali się 100 Thieves oraz TSM. W końcówce świetnie wyglądało jednak EG, a Cloud9 i Team Liquid po kilku wątpliwych zmianach w składzie wróciło do formy. Z całej piątki trudno było wybrać trzech faworytów do zdobycia miejsca na Mistrzostwach Świata.

Najszybciej swoją przygodę z playoffami skończyło EG. Dosyć sprawnie poradzili sobie z Dignitas, awansowali do drugiej rundy z 100 Thieves i kiedy wszyscy spodziewali się, że wreszcie pokażą swój prawdziwy charakter, przegrali BO5 wynikiem 2:3. Był to oczywiście bardzo wyrównany mecz, ale ostatecznie odebrał chyba resztki sił z ekipy EG. Tydzień później Cloud9 pokonało ich bowiem szybkim 3:0 i Evil Geniuses straciło szanse na awans na Worldsy.

Reklama

W bardzo podobnej sytuacji był TSM, który playoffy rozpoczął od porażki 1:3 z Team Liquid. Poradzili sobie z Immortals, a później przyszło im się zmierzyć z Cloud9. Oglądaliśmy łącznie pięć map pomiędzy tymi drużynami, które zadecydowały o tym, że to C9 pojedzie w tym roku na Mistrzostwa Świata. Rok dla TSM dobiegł w rezultacie końca i po bardzo dobrym regulaminowym sezonie w ich wykonaniu playoffy zakończyli na miejscu czwartym.

Cloud9 przeszło w fazie zasadniczej podobną drogę do Fnatic w LEC. Łącznie rozgrali bowiem aż pięć BO5 i 20 map. Gdyby nie parę meczów zakończonych szybkim 3:0, te liczby mogłyby być jeszcze wyższe. Cloud9 wykonało swój plan minimum na ten sezon - zakwalifikowali się na Mistrzostwa Świata. Niestety ostatecznie nie przyszło im obronić tytułu LCS i będą musieli przejść przez fazę Play-In Worldsów. Podobnie jak Rogue w LEC, nie wyglądają na drużynę w pełni swojej formy i muszą wziąć się za siebie, jeżeli chcą z dobrej strony pokazać się na międzynarodowym turnieju.

Chociaż przed rozpoczęciem fazy zasadniczej nie mieliśmy żadnego wyraźnego faworyta, po pierwszej rundzie szybko stało się nim Team Liquid. Po zakończonym 3:1 meczu z Cloud9 sytuacja była bardzo jasna - jeżeli utrzymają taką formę do końca turnieju, nikt nie zdoła ich pokonać. Przez kilka tygodni właśnie tak było. TL po zwycięstwie z C9 podjęło bowiem TSM, które przegrało po bardzo podobnym meczu, gdzie urwali rywalowi zaledwie jedną mapę. W finale drabinki wygranych sytuacja była dla Liquid nieco trudniejsza. Na ich drodze do głównego eventu Worldsów stanęło bowiem 100 Thieves, świeżo po zwycięstwie z EG. Mecz trwał dużo dłużej i Liquid wydawało się bardziej zagrożone niż w poprzednich dwóch meczach, ale to oni ostatecznie jako pierwsi zapewnili sobie miejsce w finale.

Rewanż czwartej rundy zobaczyliśmy tydzień później, dzień po tym jak 100 Thieves rozprawiło się z Cloud9. Team Liquid rozpoczynało ten mecz jako wyraźny faworyt. Pokonali trzy najlepsze drużyny w lidze, awansowali do finału z górnej drabinki i wyglądali jak ekipa, która wreszcie wróciła do formy i sięgnie po upragniony tytuł LCS. Plany w spektakularny sposób pokrzyżował im Closer, który zagrał prawdopodobnie najlepszą serię w swoim życiu. 100 Thieves wyrównane spotkanie sprzed tygodnia zostawiło za sobą i postanowiło całkowicie zdominować Team Liquid, nie pozostawiając cienia wątpliwości, kto powinien sięgnąć w tym splicie po puchar LCS.

100 Thieves po raz pierwszy w historii organizacji wygrało tym samym tytuł amerykańskich rozgrywek League of Legends. Po bardzo udanym debiucie w ich wykonaniu drużyna mocno przygasła i potrzebowała całkowitej przebudowy, żeby wrócić do czołówki LCS. Już niedługo będą mieli swoje kolejne podejście do międzynarodowego turnieju.

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy