Reklama

Worlds 2019: G2 Esports i FPX w wielkim finale

​Weekend przyniósł nam dwa rewelacyjne spotkania. Jedno utrwalające nas w przekonaniu, że Europa może wreszcie doczekać się tytułu Mistrza Świata oraz drugie, jeszcze bardziej rozgrzewające rywalizację w LPL. Do rozstrzygnięcia całego turnieju pozostał już zaledwie tydzień.

FunPlus Phoenix pierwszym finalistą Worlds 2019

Zanim na hiszpańskiej scenie zawitały prawdopodobnie dwie najsilniejsze drużyny na świecie, europejscy fani mieli okazję zobaczyć chiński półfinał pomiędzy jednym z faworytów do tytułu Mistrza Świata, FunPlus Phoenix, a drużyny uważanej za czarnego konia tegorocznego turnieju i obrońców trofeum z zeszłego roku, Invictus Gaming.

Jeżeli jedno zdanie miałoby podsumować całe BO5, byłby to pewnie fakt, że podczas czterech map zobaczyliśmy aż 169 eliminacji. Druga gra wyglądała niczym wyjęta z jakiegoś filmu akcji, gdzie wszyscy po prostu szukają sposobu na rozpoczęcie kolejnej walki. Obie drużyny na zmianę wymieniały się buffami, wygrywały kolejne teamfighty i serwowały fanom kawał świetnego widowiska.

Reklama

Kiedy przyszło jednak co do czego, a IG zostało postawione pod ścianą w czwartej grze, posypała się seria błędów, które najwyraźniej odróżniają finalistę Mistrzostw Świata od półfinalisty. Wszystko zmierzało w kierunku triumfu IG, jasno dawała to do zrozumienia ich mocno late game’owa kompozycja. TheShy zaczął się mylić, JackeyLove został regularnie wyłapywany i gdy po raz kolejny FPX wyeliminowało toplanera IG jeszcze przed użyciem flasha i ulta, pierwszy slot chiński przeszedł midem i zapewnił sobie awans do finału.

G2 Esports pogromcą koreańskiego giganta

Na wiele sposobów niedzielny półfinał był przeciwieństwem sobotniego. Przynajmniej tak rozpoczęło się całe BO5, od iście szachowego pojedynku. Podczas gdy IG i FPX rzucali się do gardeł rywali i od pierwszych minut szukali bezpośrednich pojedynków, G2 i SKT wymieniali się wieżami, oddawali kolejne części mapy i prawie pół godziny czekali na pierwszy, jedyny w tej grze teamfight. Kiedy pierwszy punkt trafił na konto G2, dla większości widzów stało się jasne, że oglądamy BO5 pomiędzy dwiema najlepszymi drużynami na świecie.

Przez długi czas czuć było również w powietrzu długie, wyrównane spotkanie porównywalne do tego, jakie zobaczyliśmy na tegorocznym MSI, kiedy to dopiero Syndra w piątej grze zadecydowała o awansie G2 do wielkiego finału. SKT szybko odgryzło się swoim rywalom, prezentując potencjał, jaki drzemał w tym składzie od samego początku - świetnego Khana, Fakera oraz Teddy’ego, który zapowiadał się na nowego "Boga" Yasuo.

W trzeciej grze coś zaczęło się jednak sypać. Effort popełniał coraz więcej błędów, Perkz dostał w swoje ręce Xayah i chociaż przez większość spotkania delikatną przewagę miało SKT, w kluczowych momentach po raz kolejny zwycięsko wychodziło G2. Podczas pierwszego punktu meczowego Europa stanęła w rezultacie przeciwko zmienionemu SKT, z Matą zamiast Efforta w roli supporta.

Perkz i Mikyx wyciągnęli swoje standardowego combo Yasuo/Gragas, na midzie pojawiła się regularnie banowana przez Koreę Syndra, a Jankos dostał w swoje ręce jednego ze swoich ulubionych bohaterów, Olafa. Znów powtórzyła się tendencja, jaka towarzyszyła temu BO5 przez niemalże każdą grę. SKT znów wypracowało sobie większą przewagę i dostali w swoje ręce kilka smoków, by niedługo później oddać wszystko w ręce rywali. G2 wykorzystywało każdy błąd, co ostatecznie pozwoliło im wrócić ze straty blisko sześciu tysięcy złota.

FunPlus czy G2?

Kilka tygodni temu, kiedy G2 przypomniało widzom o swoich problemach, dwukrotnie przegrywając w fazie grupowej z Griffin, mnóstwo widzów zaczęło skreślać ich szanse na wygraną. Kiedy kolejny raz rewelacyjnie zaprezentowali się w BO5, eliminując tym razem z turnieju legendarną, koreańską organizację, ciężko nie stawiać ich w roli jasnych faworytów.
Jankos zagrał świetną serię, umiejętności Perkza na ADC zadziwiają wielu ekspertów, a na Twitterze zaczyna krążyć już hashtag #G2GrandSlam. Zwycięstwo w niedzielę oznaczałoby dla G2 osiągnięcie wszystkiego, co można osiągnąć w jednym sezonie.

Trzeba jednak pamiętać, że mamy do czynienia z finałami największego turnieju w kalendarzu League of Legends. FunPlus może przyjść przygotowane równie dobrze co przeciwko Fnatic w ich ćwierćfinałowym spotkaniu i wykorzystać pewność siebie rywala na ich własnym gruncie. Chociaż ciężko uwierzyć w lekceważące podejście G2 w tak kluczowym dla ich sezonu momencie, finałowy mecz nie będzie żadnym spacerkiem.

Jeżeli do Paryża przyjedzie jednak to G2, jakie mieliśmy okazję oglądać w dwóch ostatnich BO5, w niedzielę ukoronujemy prawdopodobnie najlepszą drużynę w historii League of Legends.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: League of Legends
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy