Reklama

Worlds 2018. Podsumowanie drugiego dnia fazy grupowej

​Drugi dzień Worlds 2018 już za nami. Korea wciąż na dole tabeli, RNG pokonuje kolejnego silnego rywala, a Flash Wolves zaczyna wyglądać coraz lepiej.

Afreeca Freecs - Flash Wolves (0:1)

Powiedzieć, że Korea dobrze zaczęła tegoroczne Worldsy byłoby naprawdę dużym kłamstwem. Afreeca Freecs powróciła, po przegranym meczu na G2, żeby odkupić swoje winy z wczoraj i rozpocząć bezpośrednią walkę o pierwsze miejsce w grupie. I jeśli ktoś wciąż do tego momentu uważał, że po raz kolejny będzie oglądać ćwierćfinały Worldsów na trybunach, ich dzisiejsze zwycięstwo może zmienić zdania kilku malkontentów.

Obie drużyny zagrały ponad 40-minutowe spotkanie, które należało do tych, gdzie nie działo się wyjątkowo dużo. To jednak Flash Wolves przez większość czasu miało kontrolę nad złotem, zabierając kolejne Barony, snowballując rozpoczętą pierwszą krwią przewagę i małymi krokami wchodząc do bazy przeciwnika. W rezultacie na gwiazdę tego spotkania wyrosła Kai’sa Betty’ego, któy zakończył to spotkanie z wynikiem 8/0/2 i kolosalnymi zadanymi obrażeniami. Flash Wolves grało pewnie, uważnie podejmując wszystkie decyzje, by w końcu dotrzeć do upragnionego Nexusa.

Reklama

PVB - G2 Esports (0:1)

Po wczorajszym wyzwaniu, G2 stanęło przed pozornie łatwiejszym zadaniem, pokonaniem wietnamskiego składu i drugim zwycięstwem z rzędu. To między innymi ten mecz miał pozwolić przekonać się europejskim fanom, czy G2 naprawdę wróciło do formy z okolic MSI. Spotkanie nie zaczęło się zbyt dobrze dla drużyny Perkza. Po dużym błędzie Jankosa na Olafie zawodnicy PVB przelali pierwszą krew i pociagnęli za tym parę kolejnych zabójstw oraz wież. Urosła przewaga w złocie, a Wietnamczycy zaczęli snowball.

Po nieudanej próbie G2 powrotu do gry, przyszedł czas na Barona i kolejne zastanawiające zagranie Jankosa. Jego trzecia śmierć tego meczu otworzyła PVB drogę do zdobycia potężnego buffa oraz otworzenia bazy G2. I nawet wtedy, gdy Wietnamczycy wydawali się zaskoczeni rozpoczętym przez Europę teamfightem, ich ADC, BigKoro, pozwalał wychodzić zwycięsko z kolejnych starć. G2 próbowało, ale niestety nic z tego nie wyszło. Pierwsza krew rozpoczęła snowball, którego niestety nie udało się zatrzymać.

100 Thieves - Fnatic (0:1)

Początek kolejnej grupy poczęstował fanów bezpośrednim pojedynkiem pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi. Chociaż w 100 Thieves nikt nie pokładał większych nadziei, biorąc pod uwagę, jak kończyli swój sezon i w jaki sposób awansowali na Worldsy. Wiele osób nie mogło się jednak doczekać występu najlepszej europejskiej drużyny i potencjalnych rewelacji, jakich na midzie miał dokonywać Caps.

Na pierwszy outplay musieliśmy poczekać nieco ponad 10 minut, kiedy Caps zabił Ryu w walce 1 na 1, przelewając pierwszą krew dla swojej drużyny. Podobnie jak w poprzedniej grze, first blood pociągnął za sobą falę zabójstw, a początkowy etap gry wyglądał coraz korzystniej dla Fnatic. Równie korzystnie wyglądał również mid-game, który ostatecznie zakończył tę grę. Caps zdobył cztery zabójstwa solo na Ryu, a reszta drużyny w podobny sposób dominowała pozostałych zawodników 100 Thieves. Amerykańska organizacja miała do powiedzenia nawet mniej, niż spodziewała się większość ekspertów.

Invictus Gaming - G-Rex (1:0)

Mała rewelacja fazy Play-In przeciwko jednej z najlepszych drużyn LPL, chińskich rozgrywek League of Legends. Był to zdecydowanie jeden z bardziej wyrównanych pojedynków dzisiejszego dnia. Chociaż to IG zdobyło pierwsze zabójstwo, G-Rex cały czas odpowiadało na ich kolejne próby. Dopiero w 25 minucie, po jednej walce, która zakończyła się dwoma zabójstwami po obu stronach, chińska drużyna znalazła kolejny teamfight.

Dzięki świetnemu zagraniu Zaca i potrójnemu zabójstwu Irelii, którą całą grę dominował Rookie, otworzyła się droga IG w stronę Barona oraz bazy G-Rex. Później już tylko jeden teamfight dzielił ich od zwycięstwa. Gra jeszcze przed chwilą zapowiadająca się na długie, wyrównane spotkanie, ostatecznie nie trwała nawet pół godziny. W rezultacie IG nadrobiło średni early game świetną egzekucją i drużynowymi walkami, gwarantując sobie pierwsze zwycięstwo na tegorocznych Worldsach.

Team Vitality - Cloud9 (0:1)

Drugi pojedynek pomiędzy EU a NA tym razem rozpoczął się na korzyść amerykańskiej organizacji, sugerując spotkanie nieco bardziej wyrównane niż mecze 100 Thieves z Fnatic. Po raz kolejny zobaczyliśmy też parę nowych postaci w wykonaniu obu drużyn. Cabochard zagrał Gragasem, Kikis tym razem zdecydował się na Jarvana, a Zeyzal wybrał Nautiliusa. Znów grę najlepiej rozpoczęła Taliyah, Svenskeren w 12 minucie miał już na koncie dwa zabójstwa i asystę.

Agresja Vitality ustała na chwilę, a gra szybko się wyrównała. Gdy przyszedł jednak czas na pierwszy teamfight i walkę wokół Barona, to Vitality wyszło górą z większości pojedynków, gwarantując sobie wzmocnienie. Zanim jednak zaczęli szykować się na niszczenie kolejnych wież przeciwników, Cloud9 odpowiedziało dwoma zabójstwami, uniemożliwiając im wykorzystanie silnego buffa. Niezależnie jednak od wyniku tej krótkiej walki, to Vitality cały czas utrzymywało przewagę kilku tysięcy złota oraz pełną kontrolę nad mapą.

Dzięki temu mogli swobodnie wziąć kolejnego Barona, wziąć pushować linię rywala i powoli szukać sposobu na wejście do ich bazy. Gdy przy Nexusie Cloud9 została już tylko jedna wieża, Amerykanom udało się znaleźć walkę, której szukali przez ponad 40 minut. Zdobyli zabójstwo na Atilli, zginął Jizuke, a C9 zabrało swojego pierwszego Barona. W rezultacie najdłuższa gra tych Worldsów zakończyła się wielkim powrotem Cloud9.

Gen.G - RNG (0:1)

W ostatnim spotkaniu dzisiejszego dnia Worldsów przyszedł czas na odkupienie kolejnej koreańskiej drużyny, która znalazła się w dosyć niewygodnej sytuacji. Jeszcze wczoraj Gen.G czekało na mecz z Vitality, potencjalnie słabszym przeciwnikiem, żeby rozpocząć pewnym zwycięstwem swoją fazę grupową. Teraz stali przeciwko jednej z najlepszych drużyn na świecie, mając spore szansę na 0-2. Z racji że obie drużyny bardzo mocno liczyły na zwycięstwo w dalszych etapach gry, na pierwszą krew czekaliśmy prawie do 20 minuty.

Od tego momentu, żadnej z drużyn nie udawało się wyeliminować któregoś z zawodników drużyny przeciwnej bez stracenia czegoś w zamian. Gen.G i RNG szły łeb w łeb, w miarę możliwości odpowiadając na ruchy swoich rywali. Dopiero w okolicach 30 minuty Korei udało się znaleźć dobrą walkę, zdobywając dwa zabójstwa i odrabiając tym samym przewagę, jaką RNG budowało liczbą CS-ów. Wciąż czekaliśmy jednak na jeden, porządny teamfight, gdzie na Summoner’s Rift zostałaby tylko ta lepsza, zwycięska drużyna.

Ostatecznie wszystko sprowadziło się jednak do Letme oraz jego ulta Sionem. Toplaner RNG minął dwie wieże na środku mapy, by wreszcie rozpocząć ostatnią walkę. RNG pewnie pokonało koreańską drużynę, wyeliminowało rywali i zamknęło grę jednym, świetnym teamfightem.

Tomasz Alicki

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Worlds 2018
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy