Reklama

Podsumowanie MSI 2019, Dzień 2

​Drugi dzień Mid-Season Invitational 2019. Stres związany z pierwszymi spotkaniami na głównej scenie zniknął. Rozpoczęła się prawdziwa walka.

G2 Esports – Team Liquid 1:0

Dwa super teamy, dwa różne regiony. Ileż było spekulacji w środku sezonu o tym, która z drużyn wygrałaby taki pojedynek, czy Liquid może powalczyć z europejskim gigantem. Jak się dzisiaj okazało, na pewno mogą powalczyć, ale o zwycięstwie nie ma na razie mowy. Pojedynek pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Europą trafił na konto G2 Esports.

Draft przebiegł w stosunkowo standardowy sposób. G2 już na początku pozbyło się silnych stron Liquid, a na amerykańskiego Galio odpowiedzieli Kai’Są, odbierając rywalowi potencjał wyjątkowo silnego botlane’u. Sprawdził się również first pick G2, Sylas, którego Caps wykorzystał niemalże do granic możliwości. Początek gry był w miarę wyrównany, chociaż wciąż dyktowany przez Europę. Drużyna polsiego junglera weszła w mid game z bezpieczną przewagą około dwóch tysięcy golda.

Reklama

Dopiero w środkowej części gry Europa miała okazję wykorzystać siłę Jankosa oraz Capsa, którzy dzięki udanej wczesnej fazie meczu, wyrośli na dwóch, solidnych carry. Polak kolejny raz przypomniał o sile swojego Olafa, a Sylas Capsa szybko stał się postrachem na Summoner’s Rifcie. Ostatecznie G2 grę wygrało świetne wykorzystywanie side linii i solidne teamfighty w kluczowych momentach gry. Na nic zdała się przewaga Impacta na topie czy kilka smoków Team Liquid w walce przeciwko tak mechanicznie uzdolnionej drużynie.

Phong Vu Buffalo – Flash Wolves 0:1

Wreszcie spotkały się ze soba drużyny, które podczas tegorocznej fazy grupowej nie wygrały jeszcze żadnego spotkania. Patrząc na sam wynik, wiele osób pewnie pomyślałoby, że tak ten mecz miał się zakończyć. Faktycznie faworytem było bowiem Flash Wolves. Styl, w jakim spełnili jednak oczekiwania ekspertów, pozostawiał wiele do życzenia.

Gra była wyrównana, chaotyczna i trwała ponad 40 minut. Wilki dostały pierwszy punkt na swoje konto i uwolniły się od potencjalnego ostatniego miejsca w tabeli. Na horyzoncie wciąż czekała jednak walka z G2, gdzie musieli pokazać znacznie więcej, żeby w ogóle zagrozić europejskiemu gigantowi.

Team Liquid – Invictus 0:1

Spotkanie, które zapowiadało się na zwieńczenie trudnego dnia w wykonaniu amerykańskiej organizacji, sprawiło widzom nie lada niespodziankę. Wszystko zaczęło się dokładnie tak, jak zakładała większość eskspertów. Dwa zabójstwa na konto Invictus, pewna przewaga we wczesnej fazie gry i snowball stawiający reprezentanta LPL w coraz większej przewadze.

I kiedy wydawało się, że nadejście Barona ostatecznie zakończy to spotkanie, rozpoczęły się drobne potknięcia IG. Po 30 minutach gra wciąż trwała, a przewaga Chin wynosiła ponad pięć tysięcy, ale Liquid znalazło się w sytuacji, którą kojarzyli doskonale z wielu swoich poprzednich spotkań. Doublelift grał świetnie, na jego konto trafiło aż sześć zabójstw i to na jego plecach spoczywały szanse na zaskoczenie rywala. Niestety pod koniec zabrakło precyzji ze strony Team Liquid i odpowiedniego egzekwowania wybranej kompozycji. Wymuszony przez Amerykanów teamfight pozwolił IG wygrać ostatnią walkę i zniszczyć Nexus przeciwnika.

SKT – Phong Vu Buffalo 1:0

Po długim spotkaniu przeciwko Flash Wolves, przyszedł czas, żeby sprawdzić, czy PVB znajdzie jeszcze trochę sił na postawienie się Korei. Spokojne zazwyczaj SKT tym razem postanowiło dostosować się do stylu swojego rywala i dotrzymywać tempa jego agresji. W rezultacie dostaliśmy widowiskowe spotkanie z parą postaci, których nie widzieliśmy do tej pory na MSI 2019. Na topie PVB wylądowała zbuffowana ostatnio Fiora, a Faker zrezygnował z kolejnej możliwości zagrania Azirem w imię Corky’ego.

Samo spotkanie okazało się pokazem umiejętności Clida oraz jego potężnej Rek’Sai. SKT skutecznie powiększało zdobytą na początku przywagę, zabierając kolejne wieże oraz smoki, zabezpieczając się na ewentualny late game. Wszystko wskazywało jednak na to, że PVB nie wytrzyma w tym pojedynku aż tak długo. Triple Kill Clida zapewnił SKT Barona w 21 minucie oraz pewną, jasną drogę prosto do bazy przeciwnika. Korea znalazła się w bardzo wygodnej pozycji, z przewagą prawie 12 tysięcy złota. Chociaż PVB pojedynczymi zagraniami kupowało sobie odrobinę czasu, żeby wydostać się z takiej straty, potrzeba było znacznie więcej.

Flash Wolves – G2 Esports 0:1

Spotkanie dwóch bardzo różnych. Głównie ze względu na dotychczasowe wyniki spotkań. Zawodnicy G2 na razie wyglądali solidnie, zaskakując przeciwko SKT i wygrywając ten łatwiejszy mecz z Liquid. Z drugiej strony szansa na odkupienie Flash Wolves, które wygrało do tej pory wyłącznie przeciwko PVB, po długiej i mało przekonującej rozgrywce.

Po raz kolejny zobaczyliśmy coś nowego ze strony G2. Tym razem zdecydowali się na jedną ze swoich ulubionych kompozycji, 1-3-1. Już we wczorajszym spotkaniu z SKT pokazali, że side linie są ich silną stroną. Przeciwko Flash Wolves postanowili potwierdzić te przekonania.

Przewidywania o silnym, jednostronnym early game ze strony G2, szybko rozwiały skuteczne odpowiedzi Flash Wolves. Nieudane zagranie ze strony Jankosa i Capsa poskutkowało oddanym Heraldem oraz liczbą złota obu drużyn trzymającą się stosunkowo blisko siebie. Jak słusznie zauważył PapaSmithy, z tak wyrównanym wczesnym etapem gry, mid game miał zależeć przede wszystkim od egzekwowania wybranych kompozycji.

Kilka minut później wszystko wskazywało na to, że Flash Wolves wreszcie odrobi stratę i przejmie kontrolę nad grą, wędrując w stronę Barona po wygranym teamfighcie. Swoje parę groszy musieli dorzucić jednak Wunder i Caps, nie tylko ogrywając rywala, ale również zabierając wzmocnienie z rąk junglera. Wilki oddały tym samym mecz, który przez chwilę wyglądał na ich solidną szansę na powrót do turnieju. Inhibitory zniknęły, w teamfighty wkradło się odrobinę chaosu, a G2 potrzebowało kilku prób, żeby wreszcie zniszczyć Nexus przeciwnika, ale wreszcie gra trafiła na ich konto.

Invictus – SKT 1:0

Zanim jeszcze zaczęła się faza grupowa, potencjalne spotkanie pomiędzy najlepszymi drużynami Chin i Korei przyprawiało o gęsią skórkę. BO1 to niestety zaledwie przedsmak tego, co możemy zobaczyć w playoffach, jednak jest to bez wątpienia dobry początek. Draft zapowiadał kawał świetnego spotkania. JackeyLove po razy pierwszy na MSI dorwał się do swojego słynnego Dravena, a stanął przeciwko koreańskim botlanie Sona – Taric.

Na niewiele zdała się jednak dalsza analiza draftu, bowiem IG po ośmiu minutach miało już pięć tysięcy złota przewagi. Pięć minut później zniszczony został pierwszy inhibitor SKT. Nieważne jak bardzo Korea próbowała walczyć w grupie i wykorzystywać swój botlane, rywale bronili Dravena i pozwalali mu niszczyć paski zdrowia kolejnymi autoatakami. Zobaczyliśmy tym samym najszybszą grę w historii międzynarodowych rozgrywek. Wcześniejszy rekord 20 minut i 40 sekund został pobity o prawie cztery minuty.  Dominacja IG trwa w najlepsze.

Tomasz Alicki

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: MSI 2019 | G2 Esports | Team Liquid
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy