Reklama

Neonazista zatrzymany za nasyłanie policji na streamerów

​W ubiegłym tygodniu FBI aresztowało 19-letniego mężczyznę, który stał za kilkoma przeprowadzonymi w ostatnim okresie przypadkami "swattingu", czyli nasyłania ciężko uzbrojonej, amerykańskiej policji szturmowej pod konkretne adresy za pomocą fałszywych zgłoszeń.

Co interesujące, w ujęciu mało inteligentnego nastolatka pomogła organizacja ADL, zajmująca się walką z ekstremizmem w każdej postaci. Okazuje się bowiem, że John William Kirby Kelley powiązany był z nazistowskimi grupami w internecie, co ostatecznie okazało się być dla niego zgubne.

Jedna z grup na Steamie, gdzie Kelley był moderatorem, domagała się 15-procentowego obniżenia podatków "dla rasy aryjskiej", a także walczyła z czarnoskórymi oraz industrializacją. Wspierał także białych mieszkańców Afryki Południowej, którzy mają być rzekomo ciemiężeni przez obecne władze.

Reklama

Pomysł na taki "żart" jest w Stanach Zjednoczonych dobrze znany i otrzymał nawet własną nazwę: swatting. Wezwanie jest oczywiście fałszywe - wystarczy pozyskać adres ofiary, a następnie zadzwonić na numer alarmowy i powiedzieć, że ktoś pod danym adresem wymachuje bronią.

Policja musi potraktować sprawę poważnie, ponieważ nie może zweryfikować, że ma tylko do czynienia z głupim żartem. A jeśli ktoś wymachuje bronią, to do akcji należy wysłać odpowiednie siły, co najczęściej stanowi właśnie ciężko uzbrojona jednostka antyterrorystyczna.

Kelley "działał" nie tylko w USA, lecz także w Kanadzie i w Anglii. Ofiarą był między innymi streamer Andrea "Cyberdemon531" Rovenski, którego policja miała "rzucić na ziemię" w 2018 roku. Oberwało się także jego matce. Policja na poważnie zajęło się sprawą, gdy Kelley zaczął mówić o bombach.

"Najsłynniejszy" przykład swattingu, to sprawa z 2017 roku, w wyniku której z rąk policji zginął niewinny człowiek, ponieważ nasyłający policję pomylił adresy, a funkcjonariusze wykazali się wyjątkowo słabym opanowaniem i zastrzelili Bogu ducha winnego mężczyznę, bo ten ruszył ręką.

W grudniu 2017 roku Casey Viner i Shane Gaskill pokłócili się o rozgrywkę w Call of Duty - pierwszy postanowił się zemścić, prosząc inną osobę zaangażowaną w grę, Tylera Barrissa, by zadzwoniła na policję i zgłosiła przestępstwo odbywające się właśnie pod adresem tego drugiego. Gaskill sam podał adres i zapewnił, że będzie czekał, bo wiedział, że jego rodzina od dłuższego czasu już tam nie mieszka. Operator policji przyjął zgłoszenie informujące, że mężczyzna tam mieszkający zabił swojego ojca i trzyma matkę oraz brata jako zakładników, strasząc, że podpali dom. Na miejsce szybko została wysłana jednostka SWAT, tyle że pod adresem mieszkał już inny, zupełnie niewinny człowiek - Andrew Finch, który został śmiertelnie postrzelony podczas próby wejścia służb do jego domu.

Sprawa Vinera trafiła do sądu, pod zarzutem namawiania do popełnienia przestępstwa. Wyrok to 2,5 tysiąca dolarów grzywny oraz 15 miesięcy w więzieniu i 2 lata pod specjalnym nadzorem policyjnym, w czasie którego mężczyzna ma zakaz korzystania z grania online.

Przy okazji warto dodać, że żaden z agentów SWAT i policjantów nie usłyszał zarzutów. Tyler Barriss został skazany na dwadzieścia lat pozbawienia wolności za wykonanie feralnego telefonu. Shane Gaskill poszedł na ugodę, co doprowadziło do oddalenia zarzutów pod jego adresem.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: twitch.tv
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy