Reklama

Virtus.pro – drużyna pełna paradoksów

Ostatnio polski świat CS:GO głośno komentuje wydarzenia związane z Virtus.pro. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak drużyna sama powoduje, że mówi się o niej tak głośno. Wyniki formacji to bowiem duża sinusoida. Chyba sami zawodnicy nie wiedzą jednak, gdzie leży problem.

LAN-owo idzie dobrze

"Virtusi" są dość świeżo po DreamHacku Open Atlanta. Drużyna osiągnęła tam niezły rezultat, osiągając półfinał zmagań. Faktem jest, iż formacja miała potencjał na osiągnięcie finału, lecz z drugiej strony "Niedźwiedzie" zaliczyły w zmaganiach falstart, który mógł znacząco wpłynąć na blamaż.

Patrząc na turnieje offline w wykonaniu "VP", trzeba przyznać, że nie jest tak źle. W obecnym składzie drużyna osiągnęła półfinał GG League, finał poprzedniej edycji ESL Mistrzostw Polski oraz finał V4 Future Sports Festival. Tym samym w zasadzie za każdym razem, gdy Janusz "Snax" Pogorzelski i spółka mają okazję wystąpić na LAN-ie, to nie schodzą oni poniżej pewnego poziomu.

Reklama

Co z tym internetem

Jak zatem wytłumaczyć fakt, że w internecie mamy do czynienia z zupełnie innym zespołem? Na wstępie od razu należy odciąć różne argumentacyjne błędy, jak "internetowo gra się inaczej" lub "losowe BO1". Nie ma bowiem wytłumaczenia na porażki "Virtusów", jakie miały miejsce w różnych kwalifikacjach. Zespół zarabiający ciężkie pieniądze nie ma prawa przegrywać z różnymi mixami, nawet gdy o losach meczu decyduje jedna mapa. Ponadto polska ekipa zaliczyła bardzo zły występ w ESEA MDL Season 32. Choć drużyny były tam nieco lepsze, to nadal zajęcie przedostatniego miejsca i spadek do baraży o utrzymanie trzeba oceniać w kategorii klęski.

Niewybaczalny jest również brak awansu do fazy play-off obecnej edycji ESL Mistrzostw Polski. Turniej ten powinien potwierdzić, że Virtus.pro to czołowa polska drużyna. Tymczasem zajęcie siódmego miejsca w fazie grupowej sugeruje coś zgoła odmiennego. O fatalnym wyniku dodatkowo świadczy fakt, że "VP" jest najwyżej sklasyfikowanym polskim zespołem w rankingu HLTV.org. Na dodatek należy przypomnieć, że polska scena "cs'a" znacząco obniżyła poziom, w czym również swój udział ma Virtus.pro.

I znów wracamy do szansy na odwrócenie sinusoidy. Solidny występ na LAN-ach sprawił, że "Virtusi" otrzymali zaproszenie na kolejną edycję cs_summit. Choć turniej nie ma w tym roku świetnej obsady, a same rozgrywki przez organizatorów traktowane są w dość luźny sposób, to jednak Polacy otrzymali kolejną okazję do udowodnienia swojej wartości, a może i utrzymania kontraktu z organizacją.

VP dalej polskie?

W całej sprawie ważny jest także punkt widzenia Virtus.pro jako pracodawcy. Z jednej strony drużyna za często spisuje się poniżej oczekiwań. Na LAN-ach formacja gra zarazem dużo lepiej. Organizację na pewno stać na zakontraktowanie dużo lepszej ekipy. "VP" jest natomiast usposobieniem polskiej legendy, toteż pozostanie na tym rynku, mimo wszystko, może być korzystne marketingowo i finansowo.

Paradoks - słowo chyba najlepiej określające obecną postawę formacji. Za chwile skończy się rok. cs_summit jest jedną z okazji do zaprezentowania, że w zespole tkwi potencjał. Możliwe, iż drużyna straci w końcu swoje miejsce w organizacji. Czy wtedy dalej zawodnicy będą chcieli kontynuować wspólną grę? Pytanie, czy oni sami wierzą, iż w tym składzie są w stanie osiągnąć sukces. Na razie wiadomo w sumie, że... o tej formacji nic nie wiadomo, co działa na jej niekorzyść, gdyż w obecnym składzie "VP" gra dobre kilka miesięcy. 

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy