Reklama

Patryk "easy" Dzięcioł vs Esporter

Patryk "easy" Dzięcioł jest jednym z najbardziej znanych polskich streamerów oraz ekspertów esportowych. W wywiadzie udzielonym naszemu portalowi opowiedział o swojej karierze na platformie Twitch oraz o tym, jak widzi przyszłość Fortnite w esporcie. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Krzysztof Chałabiś: Jak przebiega solowa kariera na Twitchu?

Patryk "easy" Dzięcioł - Myślę, że wszystko rozwija się odpowiednio i idzie w dobrą stronę, zgodnie z moimi oczekiwaniami. W ciągu czterech miesięcy działalności solowego kanału na Twitchu zanotowałem 5 milionów wyświetleń - więc raczej nie mam powodów do niezadowolenia.

Czy rozstanie się z "Sajem" na Twitchu było trudne?

- Najlepszym określeniem na tę sytuację będzie powiedzenie "coś się kończy, coś się zaczyna". Każdy z nas jest dorosły i poszedł w swoją stronę. Zawierając związek małżeński również nie wiadomo, co wydarzy się po drodze. Nie mówię, że wzięliśmy z "Sajem" rozwód - chociaż faktem jest, że się "rozstaliśmy".

Reklama

Miałeś nakreślony plan działania po zakończeniu istnienia streamów Inetkox na Twitchu?

- Ciężko jest mieć plany na solową działalność, jeśli kanał Inetkox przestał istnieć praktycznie z dnia na dzień. Jestem jednak dorosły, więc musiałem wziąć sprawy w swoje ręce - to dlatego już kolejnego dnia zacząłem transmisję na swoim solowym kanale. Więc nie, planów nie było żadnych. Zacząłem od zera, to był świeży start.

Zacznijmy zatem od esportowych rozgrywek Formuły 1. Polska Liga w F1 okazała się strzałem w dziesiątkę. Jak to się zaczęło?

- To dość zabawna historia. Widzowie z czatu namówili mnie na to, aby spróbować zagrać w F1 2015 - wówczas gra ta była darmowa i mogło w nią zagrać wiele osób, więc pomyślałem - dlaczego nie? Okazało się, że ze wspólnej zabawy i formy spędzania czasu zainteresowanie okazało się bardzo duże. Najnowsza na tamten moment odsłona cyklu, czyli F1 2017 oferowało o wiele więcej - dlatego zdecydowaliśmy się nabyć tę grę i pojeździć jeszcze więcej. Jak się okazało, gra wciągnęła tak wiele osób w tak krótkim czasie, że zdecydowaliśmy się po kilku dniach na zorganizowanie ligi. Bo jak nie ja, to kto? (śmiech)

Ciężko było namówić sponsorów do współpracy?

- Niestety, obecnie nie jest łatwo namówić sponsorów do współpracy. Liga jednak obroniła się sama, dlatego w przypadku F1 większych problemów nie było. Pamiętać jednak trzeba, że ze sponsoringiem wiążą się pewne wymagania - oprócz zabawy, te również trzeba spełnić.

Jak dalekie plany masz związane z wirtualną F1?

- Już niedługo startują kwalifikacje do kolejnego sezonu Polskiej Ligi F1, tym razem już w F1 2018. Kwalifikacje odbędą się w drugiej połowie września, także czekają nas kolejne emocje. Oczywiście w drugim sezonie również nie obędzie się bez nagród dla najlepszych wirtualnych kierowców.

Jako jeden z niewielu znanych polskich streamerów pracujesz poza Twitchem. Czy oba światy trudno pogodzić?

- Tak naprawdę wszystko zależy od położenia danej osoby - jakie zajmuje stanowisko oraz jakie ma obowiązki, co musi robić. Ja prowadząc własną działalność gospodarczą muszę tylko prowadzić sprzedaż. Najprościej mówiąc - to co sprzedam i w jakiej ilości, to mój zarobek. Nie mam innych zobowiązań wobec pracodawcy, nikt nie ma też do mnie pretensji, kiedy nie wychodzę z domu. To zalety od kontraktu dyrektorskiego - kiedy mam czas, pracuję. Kiedy nie mam, to po prostu tego nie robię.

Na twoim kanale można ujrzeć od Minecrafta po F1, lecz rzadko jest tam CS:GO, z którego się wywodzisz. Skąd taki pomysł na prowadzenie streama?

- Po prostu w Counter-Strike spędziłem kawał swojego życia - chyba doszło do przesytu, już dużo się nagrałem i na ten moment nie mam żadnych chęci, aby do niego wracać. Generalnie jest cała masa gier, które mnie bawią - pasują one także większości społeczności, a są to tytuły gdzie nie ograniczam się do grania w pojedynkę. Dzięki temu poznaję nowych ludzi, wchodzimy ze sobą w interakcje dzieląc wspólne zainteresowania - to zacieśnia społeczność, a to jeden z moich priorytetów podczas streamowania.

Czy masz ochotę zabawić się w eksperta?

- Tak, jasne.

Przejdźmy do drugiej gry, czyli CS:GO. Co czujesz gdy słyszysz o sobie "legenda polskiej sceny Counter-Strike"?

- Legenda? To chyba za dużo powiedziane, jednak nie ukrywam - to bardzo miłe. Jestem w dalszym ciągu bardzo kojarzony ze sceną CS’a, a od siebie jeśli idzie o jej rozwój dałem, ile tylko mogłem. Zaczęło się od grania jako zawodnik na różnych turniejach, w różnych składach. Później przeszło to w organizację różnych wydarzeń - od projektu GO GO CS:GO, po subcupy organizowane dla społeczności, aż po komentowanie rozgrywek drużyn.

Jesteś jednym z weteranów na polskiej scenie CS'a. Czy według Ciebie model gracza zmienił się mocno na przestrzeni lat?

- Bardzo mocno się zmienił. Dzisiejsi zawodnicy w profesjonalnych drużynach najpierw wymagają, później próbują osiągać wyniki. Kiedyś było odwrotnie, najpierw zdobywali osiągnięcia a następnie oczekiwali.

A mógłbyś wyszczególnić różnice między przeszłością, a teraźniejszością?

- Kiedyś granie w CS:GO było w większym stopniu zabawą. Obecnie przez rozwój całej branży e-sportowej zarabia się na tym pieniądze. Albo przynajmniej próbuje.

Gdybyś miał ocenić obecną sytuację na polskiej scenie CS:GO, jaką wydałbyś opinię?

- Kilka lat wcześniej, kiedy mieliśmy do czynienia z "boomem" na CS’a, drużyny były o wiele bardziej stabilne niż obecnie, prezentowały też lepszy poziom - począwszy od formy, a kończąc na wynikach. Wszystko to jest winą zbyt dużej rotacji zawodników między drużynami - przez to składy się osłabiają, zamiast umacniać. Zmiany nie zawsze są czymś dobrym, zwłaszcza te gwałtowne i robione na gorąco. Smutne jest to, że w tym momencie nie mamy ani jednej mocnej drużyny w Polsce - póki co, dwie starają się pukać do drzwi europejskiej areny - mowa oczywiście o Virtus.pro oraz AGO Esports. Jednak to już nie to samo co kilka lat temu.

Czego Twoim zdaniem brakuje aktualnie polskim drużynom?

- Przede wszystkim trzeba zacząć od nowych pomysłów na grę. Zbyt duża jest rotacja zawodników między drużynami, brakuje świeżej krwi. Świetnym przykładem jest AGO, które pojawiło się nagle i na początku swoich występów, przez swoją świeżość i nowe pomysły zaskakiwali przeciwników, a nas swoimi wynikami. Kiedyś musi nastąpić moment wyhamowania, ale żeby do niego doszło potrzeba najpierw elementu zaskakiwania - tego brakuje polskim drużynom.

Kilka lat temu wraz z Pawłem "Saju" Pawelczakiem założyliście projekt GO GO - CS:GO. Owocem tego projektu był Team inetkoxXx. Dziś jego bezpośrednim spadkobiercą jest AGO Esports. Czujesz się "ojcem" czołowej polskiej drużyny pukającej do bram europejskiej sceny?

- Myślę, że mogę tak to nazwać. Tak naprawdę drużyna AGO to czterech zawodników z drużyny Inetkox. Drużyna dała trzon AGO i czworo z nich grało w podstawowym składzie, oni stanowili siłę Inetkox. Jak widać zawodnicy ci prezentują bardzo dobry poziom, jeden z nich zasilił już nawet szeregi Virtus.pro i gra z graczami z legendarnej złotej piątki.

Michał "Snatchie" Rudzki - Twój były partner z zespołu oraz członek wyżej wymienionego zespołu trafił do Virtus.pro. Uważasz, że to dobry ruch dla zawodnika oraz drużyny VP?

- Uważam, że "Snatchie" jest bardzo inteligentny, to był najlepszy wybór dla Virtus.pro. Moim zdaniem w obecnym momencie nie ma na polskiej scenie esportowej lepszego snajpera.

Działania Virtus.pro w 2018 roku - jak oceniasz ruchy dla wielu wciąż najlepszej drużyny w kraju?

- Ciężko oceniać coś, co jeszcze nie zostało zakończone - ruchy wokół VP wciąż trwają, a gra z kolejnym nowym zawodnikiem tego dowodzi. Nie jest to łatwo stwierdzić, dopóki forma zespołu się nie ustabilizuje - trzeba czekać na wyniki oraz na to, jak skład będzie się prezentował podczas kolejnych turniejów.

Wiele osób twierdzi, że CS:GO umiera. Jak się odniesiesz do tej tezy?

- Nigdy nie będzie lepszej gry esportowej niż CS:GO.

Jaki ruch ze strony Valve Twoim zdaniem mógłby na nowo wskrzesić popularność CS:GO?

- Tylko i wyłącznie nowy silnik pod grę, inaczej tego nie widzę.

Planujesz w przyszłości mieć własną organizację w jakiejś dywizji esportowej?

- Nie planuję - prowadzenie własnej drużyny wiąże się z ogromnymi kosztami i masą ciężkiej pracy. Zawodnikom trzeba poświęcać uwagę oraz dążyć do ciągłego rozwoju - to nie takie proste jak może się wydawać.

W Polsce w wielu kręgach esport jest nadal postrzegany jako ciekawostka, nowinka, coś co dopiero powstaje, a jak wiadomo jest już obecne od około 20 lat. Co trzeba zmienić, by ludzie traktowali esport jako normalną dziedzinę życia?

- Myślę, że przede wszystkim trzeba zaszczepić w mentalności ludzi, że gry to wcale nic złego. To kolejny sposób na spędzanie wolnego czasu, a w związku z rozwojem całej branży może stanowić i przyszły zawód, nie tylko jako gracz. Rynek esportowy potrzebuje całej masy specjalistów oraz pracowników, którzy muszą pchać ten biznes do przodu. Im bardziej esport stanie się powszechny, przestanie dziwić. Myślę, że to kwestia rozwoju i lat - to siła której ani nic, ani nikt już nie zatrzyma.

Telewizja i środowiska esportowe powinny ze sobą współpracować?

- Z każdej współpracy można wynieść korzyści. Dlatego mogą ze sobą współpracować, ale nie uważam tego za konieczność. Internet jest medium wszechobecnym, jednak dobre praktyki z telewizji mogą jeszcze sprofesjonalizować esport.

W przeszłości zdarzało Ci się regularnie komentować spotkania wraz z Piotrem "izak" Skowyrskim. Czy wrócisz jeszcze do komentowania spotkań CS:GO?

- W dalszym ciągu zajmuję się komentowaniem, jednak zmieniła się gra - aktualnie nie jest to CS:GO a Playerunknown’s Battlegrounds. Jeśli jednak nadarzy się okazja abym mógł komentować turniej w CSie, to dlaczego nie?

Czas na ostatnią część, czyli Fortnite. Ta gra szturmem zdobyła popularność na rynku gamingowym. Twoim zdaniem co wpłynęło na popularność produkcji?

- Przede wszystkim zainteresowanie bardzo młodych osób - solidną podstawę tego tytułu stanowią gracze w wieku kilku, czy kilkunastu lat. Faktem przemawiającym za tym tytułem jest też to, że gra jest darmowa, dostępna dla wszystkich. Dlatego i młodsi gracze mogą po nią sięgnąć.

Sądzisz, że Fortnite długo utrzyma się na takim poziomie na rynku, czy jest to raczej "sezonowa" gwiazda"?

- Nie sądzę, aby Fortnite utrzymał się na takim poziomie, to raczej wspomniana "sezonowa gwiazda". Może to być zależne od tego, że nie widzę potencjału esportowego dla tej gry.

Co jest największą przeszkodą tej gry do wejścia w esportowy świat?

- Sami deweloperzy nie dbają o grę i nie rozwijają jej w tym kierunku, aby stała się esportowa. Brak trybu obserwatora, nudne pojedynki, ciągłe nowinki i nowe bronie, za dużo udziwnień - jak dla mnie kompletnie nie ma szans na to aby to była gra esportowa. 

Wywiad współtworzyli również: Patryk Głowacki oraz Grzegorz Gajkoś.

ESPORTER
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy