Ktoś ostrzelał dom popularnego streamera

Jak widać zawód streamera nie należy do najbezpieczniejszych /AFP

​Takie rzeczy tylko w Stanach Zjednoczonych. Niektórym nie starczy już nasyłanie policji na streamujących graczy, więc jeden z mało rozgarniętych "fanów" postanowił wziąć sprawy we własne ręce i dwa dni z rzędu strzelał w kierunku domu, w którym wraz z rodziną mieszka Dr DisRespect, popularny streamer w serwisie Twitch.tv.

Guy "Dr DisRespect" Beahm - jak brzmi jego prawdziwe imię - bez większych przeszkód transmitował betę trybu battle royle w Call of Duty: Black Ops 4. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, wstał z fotela i zniknął z kadru.

Po chwili wrócił, już bez swoich charakterystycznych okularów i peruki, wyraźnie zdenerwowany i roztrzęsiony. Jak wyjaśnił, ktoś właśnie ostrzelał jego dom.

"Muszę zakończyć transmisję. Ktoś właśnie strzelił w kierunku mojego domu, rozbił okno na piętrze. To już drugi raz. Ktoś strzelał już wczoraj. Ktoś ostrzelał wczoraj mój dom, a dziś zrobił to ponownie. Kula trafiła w okno! Tchórzu! Muszę kończyć" - wyjaśnił Beahm, nie szczędząc przy tym przekleństw.

Reklama

Jak wkrótce potem dowiedział się serwis Kotaku, Dr DisRespect natychmiast wezwał policję, która zajęła się sprawą i prowadzi obecnie śledztwo. Nikomu nic się nie stało.

Beahm, jeden z najpopularniejszych użytkowników serwisu Twitch.tv, nie od dzisiaj jest nagabywany przez swoich fanów. W przeszłości jednak incydenty tego typu odbywały się na serwerach gier i były raczej śmieszne niż straszne.

Taka "zabawa" ma nawet swoją nazwę - stream sniping. Wraz z popularyzacją kategorii IRL na Twitch.tv, w ramach której użytkownicy transmitują swoje codzienne życie, wyjścia do sklepu czy restauracji, zjawisko przestało być jednak ograniczone do wirtualnych światów i dość dosłownie przeszło "na ulice".

Zidentyfikowanie miejsca, w którym przebywa nasz ulubiony streamer, a następnie próba kontaktu kończy się najczęściej niegroźnym uściskiem dłoni, choć zdarzały się już wypadki samochodowe. Teraz - jak widać - ktoś zdobył adres Beahma i podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. Trudno bowiem spodziewać się, że strzały padły przypadkowo, bez związku z działalnością Dra DisRespect w sieci.

To nie pierwszy taki przypadek. Wcześniej w tym roku głośno było o sprawie niejakiego Tylera Barrissa. Ten zgłosił nieistniejące przestępstwo, chcąc zemścić się za zakład, opiewający na 1,50 dolara. Policja przybyła na podany adres i w wyniku nieporozumienia zastrzeliła Andrew Fincha, który nie miał ze sprawą nic wspólnego. Barrissowi grozi teraz nawet dożywocie.

ESPORTER
Dowiedz się więcej na temat: Dr DisRespect
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy